ROZDZIÓBIĄ NAS KRUKI, WRONY. Ani jeden żywy promień nie zdołał przebić powodzi chmur, gnanych przez wichry. Skąpa jasność poranka rozmnożyła się pokryjomu, uwidoczniając krajobraz płaski, rozległy i zupełnie pusty. Leciała ulewa deszczu, sypkiego, jak ziarno. Wiatr krople jego w locie podrywał, niósł w kierunku ukośnym i
Geneza, czas i miejsce akcji Pośród utworów poświęconych powstaniu styczniowemu, do najważniejszych i najbardziej przejmujących należy nowela Stefana Żeromskiego „Rozdzióbią nas kruki, wrony”, opublikowana w 1895 roku. Akcja toczy się pod koniec zrywu, kiedy już wiadomo, że zakończy się on klęską. Wszystko przełajdaczone […] przegrane nie tylko do ostatniej nitki, ale do ostatniego westchnienia wolnego – mówi do siebie główny bohater. Miejsce akcji, to zaś oczywiście zabór rosyjski. Bohaterowie Bohaterem jest Andrzej Borycki. Nie wiemy o nim zbyt wiele, poza tym, że pochodzi ze szlachty lub inteligencji. To powstaniec i konspirator, postać bardzo charyzmatyczne. Dowiadujemy się, że potrafił on zachęcić do czynów swoich kolegów, którzy popadali w przygnębienie. Andrzej jest również bardzo honorowy – zdaje sobie sprawę, że powstanie niechybnie czeka całkowita klęska, a mimo to nadal dostarcza broń jego uczestnikom. Działa on mianowicie pod przebraniem – w stroju chłopskim i pod chłopskim pseudonimem (Szymon Winrych) transportuje karabiny powstańcom. Świadczy to o jego wielkim idealizmie. Możemy też podejrzewać, że Andrzej ma lewicowe, demokratyczne poglądy. Z niesmakiem myśli on o „reakcji”, jaka zapanuje po końcu składa się właściwie z dwóch części. W pierwszej poznajemy bohatera i jego okrutny koniec. Natyka się on mianowicie na patrol rosyjskich żołnierzy, którzy przeszukują jego wóz i odnajdują broń. Mordują w okrutny sposób powstańca, który kona drugiej części obserwujemy chłopa, zapewne żyjącego w jakiejś pobliskiej wsi. Przez chwile żałuje on powstańca, pożeranego przez padlinożerne ptactwo (tytułowe kruki i wrony), ale w gruncie rzeczy cieszy się on z dodatkowego zarobku (ubrania powstańca, skóra z jego martwego konia). Pod koniec tekstu chłop wrzuca ciała powstańca i konia do jednej piwnicy. Interpetacja Utwór Żeromskiego łączy naturalizm z symbolizmem. Niektóre sceny są zresztą syntezą obu tych form – bardzo realistycznie przedstawione zostało rozszarpywanie ciała powstańca przez kruki i wrony. Zarazem posiada to głęboki wymiar symboliczny – czyż powstaniec nie jest niczym Polska, podzielona na kawałki przez zaborców? Czyż los tego pojedynczego konspiratora nie oznacza zarazem losu całego powstania?Główny temat noweli to stosunek chłopów do zrywu narodowego. Jest ono dla nich obojętne, czemu trudno się dziwić – jak wymagać wzniosłych uczuć patriotycznych od ludzi, którzy żyją w nędzy i martwią się bardziej tym, jak uniknąć głodu, niż tym, w jakim kraju żyją?Tak bez wiedzy i woli zemściwszy się za tylowieczne niewolnictwo, za szerzenie ciemnoty, za wyzysk, za hańbę i za cierpienie ludu, szedł ku domowi z odkrytą głową i z modlitwą na ustach – pisze autor, zdradzając swój stosunek do relacji klasowych w Polsce. Co więcej, chłop ograbia powstańca z frakcji „czerwonych”, demokratę, pragnącego poprawy doli warstw niższych. Tym zabiegiem Żeromski pokazuje, że nawet idealizm i dobre chęci nie zasypią podziałów społecznych, wytworzonych w ciągu stanowi przygnębiającą i surową ocenę polskiej rzeczywistości. Jest równocześnie wezwaniem do podjęcia ogólnonarodowego wysiłku, by nadrobić te lata zaniedbań wobec chłopów. Rozwiń więcej
Rozdziobią nas kruki, wrony. W znaczeniu przenośnym kruk oznacza nieszczęście, człowieka żerującego na cudzej krzywdzie, a wrony można skojarzyć z przysłowiem: „Kiedy wejdziesz między wrony, musisz krakać tak jak one”. W utworze kruki i wrony mogą symbolizować: zaborców, pragnących zniszczyć naród polski;
Rozdziobią nas kruki, wrony…. Jest jednym z najbardziej poruszających opowiadań Żeromskiego, przemawia zarówno dramatyczna akcją, jak i siłą nakreślonych w tekście makabrycznych obrazów. Fabuła osadzona jest w czasach powstania styczniowego Materia fabularna realizuje się w kilku sekwencjach: • Opis jesiennego pejzażu (brak roślinności, błotniste pola i drogi, ścierniska i kartofliska, bure odpychające niebo) • Opowiadanie o straszliwej poniewierce jednego z ostatnich powstańców, Andrzeja Boryckiego, pseud. Szymon Winrych, który usiłuje przemycić broń dla swego oddziału • Makabryczny opis śmierci powstańca schwytanego i zasieczonego przez oddział carskiej armii • Obraz zbezczeszczenia zwłok przez chłopa, który okrada zmarłego • Obraz kruków i wron szarpiących ciało powstańca Obrazy szokują naturalizmem, w sposobie obrazowania nie maja nic z podniosłej atmosfery romantycznej stylistyki. Brak upiększeń, ale wskutek zastosowania techniki naturalistycznej prezentowane obrazy przemawiają sugestywnością. Opowiadanie daje również odpowiedzi na pytanie, dlaczego powstanie upadło Znajdujemy je w monologu wewnętrznym bohatera. Winrych poddaje ostrej krytyce całe społeczeństwo, które zbyt szybko się załamało, zabrakło mu wytrwałości i hartu ducha. Oskarża w głównej mierze lojalistów. Użyte w opisie ptaków rozszarpujących mózg powstańca określenia: "rozwaga", "takt", "statek", "dyplomacja" jednoznacznie przypominają frazeologię polityczną konformistów i ugodowców. W ten sposób drapieżne ptaki skonkretyzowane zostały jako symbole podejrzanej rozwagi politycznej. Wstrząsająca scena, w której chłopski nędzarz bezcześci zwłoki powstańca wskazuje na jeszcze jedną przyczynę upadku powstania, ironicznie ukazuje, jak wielowiekowe przewiny szlachty wobec chłopów mszczą się na niej samej. Wiejski nędzarz nie zdaje sobie sprawy, że postępuje niegodnie Nikt wszak nie nauczył tożsamości narodowej, a słowo: ojczyzna pozostało dla niego pustym dźwiękiem. Tematem tego opowiadania jest wątek powstania styczniowego – ukazanie śmierci powstańca. Żeromski demaskuje mit o powstaniu - wspólnej walki szlachty i chłopów, wskazuje klęskę powstania styczniowego - to był czyn, który był na nią skazany, bo nie jednoczył ludzi. Winrych wybiega w przyszłość - dopiero po klęsce ludzie będą znajdowali elementy i podstawy swojej polityki - stańczyków, lojalistów, – którzy chcieli ugody z zaborcą. Rozprawia się z gloryfikacją powstania, mówi, że twórcy będą fałszować historię. Rozprawia się ze sposobem pokazywania powstania przez pozytywistów. Winrych w swych myślach przedśmiertnych ma nadzieję na nieśmiertelność duszy oraz idei. Wierzy, że ktoś ją podejmie. Przedstawiona jest rzeczywistość powstania. Nowelka pozbawiona jest komentarza do czytelnika - mają przemawiać fakty. Chłop dziękuje Bogu za to, co udało mu się zabrać. Za postępek chłopa Żeromski wini społeczeństwo, które spowodowało jego zniszczenie. Oskarża szlachtę za ciemnotę, nędzę, niewolę i polityczną nieświadomość ludu. Przyczyny klęski powstania - miało doprowadzić do uwłaszczenia chłopów, spotkało się z ich niezrozumieniem, bo nieświadomi politycznie chłopi, wrogo nastawieni do powstańców i powstania, często nawet współpracują z Rosjanami. Wynika to z tego, że od szlachty polskiej doczekali się krzywd i niewolnictwa. Sami nie wiedzieli, w jakiej sprawie walczą, nie czuli się związani silnymi narodowymi więzami ze społeczeństwem polskim. Krytyka gotowości do współpracy z zaborcą, gdy powstanie upada. Oskarżenie szlachty za doprowadzenie chłopa do takiej sytuacji. Pokazanie skłonności chłopów do czerpania korzyści z czyjejś klęski i tragedii. Jest to tym bardziej drastyczne, jeżeli zestawimy to z heroizmem i bohaterstwem powstańców. Naturalizm - w opisach (jedzenie koni przez wrony, itd.), obrazach cierpienia; w pokazywaniu ciemnych stron człowieka; drobiazgowe, bardzo szczegółowe opisywanie zdarzeń - wrony, zabijanie powstańców.
Sauron hated autumn. The reason for disliking was simple but sufficient. The blood on the mud did not look as appealing as the one that colored the snow.
Emil Zola sformułował główne założenia kierunku naturalistycznego: - literatura powinna naśladować rzeczywistość w sposób ścisły i szczegółowy, odtwarzać zaobserwowane fakty, dążyć do fotograficznej wierności; - nie ma tematów zakazanych dla literatury, pisarz powinien sięgać również do spraw najciemniejszych i drażliwych; - pisarz, podobnie jak uczony, szuka przede wszystkim prawdy - ukazuje rzeczywistość w sposób obiektywny. Rygorystyczne wymogi stawiane przez E. Zolę powodowały, że naturalizm bardzo rzadko był konsekwentnie realizowany. Wynikające z niego tendencje artystyczne wzbogacały jednak różnorodne techniki pisarskie i wkomponowywały się w odmienne koncepcje literatury. Ze względu na unaukowienie twórczości, do naturalizmu sięgali pozytywiści. Odwaga sięgania po tematy uznane wcześniej za "wstydliwe", prowadząca do moralnego szokowania mieszczańskich odbiorców, skłaniała ku naturalizmowi także modernistów. Porównajmy teraz, jak dalece różnym celom technika ta miała służyć, na przykładzie twórczości Stefana Żeromskiego i Władysława Reymonta. Bohaterowie Żeromskiego osadzeni byli przede wszystkim w narodowej tradycji kulturowej, a nie w naturze, co wyraźnie oddalało twórczość Żeromskiego od naturalizmu. Pisarz korzystał jednak bardzo często z naturalistycznej techniki opisu, nie wahającej się przed pokazywaniem najbardziej nawet drastycznych szczegółów - zachowywał się rzeczywiście jak badacz, zmuszony do analizy przykrego zjawiska ("Rozdzióbią nas kruki, wrony..." - drapieżne ptaki atakują konia i człowieka; sceny z okresu rewolucji w "Przedwiośniu"). Bliska naturalizmowi była też w twórczości Żeromskiego tendencja sięgania po tematy najtrudniejsze zarówno w sferze obyczajowej ("Dzieje grzechu"), jak i w analizie przeszłości narodowej ("O żołnierzu; tułaczu"). Technikę naturalistyczną wykorzystywał więc Żeromski do wzmocnienia sugestywności utworów, które miały odsłaniać najboleśniejsze problemy społecznei narodowe. Przemieniał je tym samym w narzędzie moralizatorskiej dydaktyki, sprzecznej w istocie z założeniami naturalizmu. Znacznie głębiej odwoływał się do pomysłu Zoli Reymont. W jego powieściach bowiem człowiek jawił się jako integralny element natury, kierujący się w swoim działaniu przede wszys tkim pierwotnymi instynktami i opędami. Przedstawione w "Chłopach" życiemieszkańców wsi regulowane było rytmem pór roku. Jedynie zmiany w przyrodzie wpływały na rodzaj prac i sposób życia bohaterów. Motywacje ich działania też sprowadzały się do zaspokojenia biologicznych potrzeb i dzy posiadania. Życie przypomina naturalną walkę o byt. Zgodnie z założeniami naturalizmu, Reymont ograniczał wartościowanie etyczne. Jego bohaterowie byli tacy, jakimi ukształtowały ich warunki i możliwości. Sięgał natomiast po naturalistyczną technikę opisu. Moment, w którym Kuba amputuje sobie nogę, osiąga wymiar ekspresjonistyczny, będąc jednocześnie elementem, relacjonowanej z pewnego dystansu, prawdy o życiu. Powieści Reymonta przemieniały więc naturalizm w filozofię zakładającą, że motywacje ludzkich działań, uwikłane w cywilizację i kulturę, tkwią niezmiennie w podstawowych, biologicznych uwarunkowaniach. Przeświadczenie to prowadziło także do, wciąż jeszcze wówczas wymagającego pisarskiej odwagi, eksponowania roli erotyzmu w życiu człowieka. W twórczości Żeromskiego naturalizm był techniką pisarską, zaś w dziełach Reymonta - sposobem interpretowania świata.
Wypracowanie zawiera 528 słów. Naturalizm był dominującą tendencją w literaturze końca XIX wieku. Autorzy ukazywali „ciemną stronę” ludzkiego życia na bazie rzeczywistych przykładów. Często punktem wyjścia dla nich stawał się obraz: marginesu społecznego, biedoty, robotników czy innych przedstawicieli klas niższych.
Spis treści Chciwość: 1 Chłop: 1 2 Cierpienie: 1 Deszcz: 1 Koń: 1 Natura: 1 2 Patriota: 1 Poświęcenie: 1 Powstaniec: 1 Ptak: 1 2 Śmierć: 1 2 Wiatr: 1 Uwspółcześnienia: pisownia łączna i rozdzielna, np.: pokryjomu -> po kryjomu; z za -> zza; po za > poza; któżby -> któż by; nietylko -> nie tylko; napowrót -> na powrót; przedewszystkiem -> przede wszystkim; to też (więc) -> toteż; pisownia joty, np.: partya -> partia; zoryentował się -> zorientował się; partyi -> partii; reakcyi -> reakcji; bestyi -> bestii; egzekucyi -> egzekucji; fleksja, w szczególności końcówki fleksyjne Msc. i N. lp i lm, np.: tem -> tym; przybranem -> przybranym; całem -> całym; zupełnem -> zupełnym; rzadkiem -> rzadkim; długiem -> długim; swojem -> swoim; dzióba -> dzioba; bolu > bólu; inne zmiany: chróst -> chrust; brózda -> bruzda; zczerniałe -> sczerniałe; żelaztwo -> żelastwo; paznogcie -> paznokcie; postrzedz -> postrzec; syllogizm -> sylogizm; śpiczasty > spiczasty; pojedyńczo > pojedynczo; t. z. -> tzw.; Uwspółcześniono interpunkcję, zbieg przecinka i myślnika zastąpiono samym myślnikiem. Rozdzióbią nas kruki, wrony… 1NaturaAni jeden żywy promień nie zdołał przebić powodzi chmur, gnanych przez wichry. Skąpa jasność poranka rozmnożyła się po kryjomu, uwidoczniając krajobraz płaski, rozległy i zupełnie pusty. Leciała ulewa deszczu, sypkiego jak ziarno. Wiatr krople jego w locie podrywał, niósł w kierunku ukośnym i ciskał o ziemię. 2Ponura jesień zwarzyła już i wytruła w trawach i chwastach wszystko, co żyło. Obdarte z liści, sczerniałe rokiciny[1] żałośnie szumiały, zniżając pręty aż do samej ziemi. Kartofliska, ściernie[2], a szczególniej role świeżo uprawne i zasiane, rozmiękły na przepaściste bagna. Bure obłoki, podarte i rozczochrane, leciały szybko, prawie po powierzchniach tych pól obumarłych i przez deszcz schłostanych. 3Właśnie o samym świcie Andrzej Borycki (bardziej znany pod przybranym nazwiskiem Szymona Winrycha) wyjechał zza pagórków rajgórskich i skierował się pod Nasielsk, na szerokie płaszczyzny. Porzuciwszy zarośla, trzymał się przez czas pewien śladu polnej drożyny, gdy mu ta jednak zginęła w kałużach, ruszył wprost przed siebie, na poprzek zagonów. 4PowstaniecPrzez dwie noce już czuwał i trzeci dzień wciąż szedł przy wozie. Buty mu się w rzadkim błocie rozciapały tak misternie, że przyszwy szły swoim porządkiem, podeszwy swoim porządkiem, a bose stopy w zupełnym odosobnieniu. Bardzo przemókł i przeziąbł do szpiku kości. Któż by zdołał poznać w tym obdartusie byłego prezesa najweselszej pod księżycem konfraterni[3] tzw. śrubstaków[4], dawnego Jędrka, króla i padyszacha[5] syren warszawskich? Włosy mu porosły „w orle pióra”, paznokcie „w dzikie szpony”, chodził teraz w przepoconej sukmanie, żarł chciwie razowiec ze sperką[6] i żłopał gorzałę z taką naiwnością, jakby to była woda sodowa z sokiem porzeczkowym. 5Konie były głodne i zgonione tak dalece, że co pewien czas ustawały. Nic dziwnego: koła zarzynały się w błoto po szynkle[7], a na drabiniastym wozie pod trochą[8] olszowego chrustu, siana i słomy leżało samych karabinków sztuk sześćdziesiąt i kilkanaście pałaszów[9], nie licząc broni drobniejszej. Były to wcale niezłe szkapy: rosłe, podkasane[10], prawie chude, ale ze świetnej rasy pociągowej. Mogły jak nic robić dziesięć mil[11] na dobę, byleby im pozwolić dobrze wytchnąć dwa razy i uczciwie je popaść. Konie należały do pewnego sztachetki z okolic Mławy. Stanowiły one znaczną część jego majątku, bo posiadał summa summarum[12] trzy szkapy, jednakże pożyczał ich Winrychowi na każde zapotrzebowanie. Ostatni przychodził zazwyczaj późno w nocy, stukał do okna domostwa — wychodzili obydwaj z gospodarzem, wyprowadzali konie cichaczem, aby nie budzić parobka, wytaczali wóz i jazda! Letnią porą była to rzecz wcale łatwa, owa jazda. We dnie Winrych spał w gąszczach leśnych, a konie się pasły. Teraz niepodobna było ani spać, ani popasać. Winrych liczył na to, że go ktoś zluzuje, zwłaszcza, że najuciążliwsze posterunki i przeszkody szczęśliwie wyminął. Poświęcenie, PatriotaAle nie takie to już były czasy… Jeżeli kto jeszcze na tej ziemi walczył w całym i zupełnym znaczeniu tego słowa, to on, Winrych. On jeden jeszcze chodził po broń, jeden nie upadał na duchu. Gdyby nie on, i sama partia[13] byłaby się od dawna rozleciała na cztery strony świata. Przez długi czas tych ludzi ściganych, głodnych, przeziębłych i wylęknionych wspierał swymi szyderczymi półsłowami i podniecał jak chłostą. Teraz, gdy już wszystko runęło na łeb w bezdenną jamę trwogi, on się, jak to mówią, zawziął. W miarę tego, jak nie tylko do głębi nastrojów i sumień, ale do podstaw tzw. polityki rewolucyjnej wciskać się poczęła coraz bezczelniej i natarczywiej filozoficzna zasada: fratres, rapiamus, capiamus, fugiamusque[14] — on czuł w sobie upór coraz zuchwalszy, coraz straszliwiej bolesny i już prawie szalony… 6Gdy tak zmoknięty, głodny i bardzo znużony brnął przy wozie, poczęło, jakby wraz z zimnem, wsiąkać w niego uczucie nędzy. W kieszeni nie miał już ani okruszyny chleba i ani kropli wódki we flaszce. Dziurawe buty, absolutnie wzięte (jeżeli notabene[15] był w nich milimeter[16] rzemienia, zasługujący na to, aby był absolutnie czy tam inaczej brany), nie mogły być przyczyną owego uczucia nędzy. Nie sam głód również i nie samo zimno je wywoływało. Ale po śladach, zostawionych na błocie przez te dziurawe buty, szła za Winrychem ironia spostrzeżeń, owa bieda okrutna, co nie waha się wtargnąć do miejsca świętego świętych, co odważnie, jak plugawy lichwiarz, bierze w szachrajską swą rękę bezcenne klejnoty ludzkiego ducha i drwi z ich wartości, ubierając tę podłość w najlogiczniejsze sylogizmy[17]. 7— Wszystko przełajdaczone — szepcze Winrych, pogwizdując — przegrane nie tylko do ostatniej nitki, ale do ostatniego westchnienia wolnego. Teraz dopiero wyleci na świat strach o wielkich ślepiach, ze stojącymi na łbie włosami, i wypędzi z mysich nor wszystkich metafizyków reakcji i proroków ciemnoty. Czego dawniej nie ważyłby się jeden drugiemu do ucha powiedzieć, to teraz będą opiewali heksametrem[18]. Ile w człowieku jest zbója i zdrajcy, tyle z niego wywleką, na widok publiczny ukażą i ku czci oraz naśladowaniu podadzą. I pomyśleć, że to my taki sprawiliśmy postęp wyobrażeń, ponieważ przegraliśmy… 8Mocniej zacisnął pas wełniany, osłonił piersi sukmaną i ruszył dalej, zwiesiwszy głowę. Czasami ją podnosił i mówił przez zęby: 9— Psy parszywe! 10Deszcz, WiatrDeszcz ostry nacichł i siał tylko ów pył wodny, nieustanny, zawieszający tuż przed okiem jakby nieprzejrzystą zasłonę. Podmuchy wiatru szalały dokoła wozu, gwizdały między sprychami, wydymały długie poły sukmany i targały koszulę na Winrychu. 11Za zasłoną mgły dał się nagle postrzec jakiś ruch jednostajny, równoległy do ledwie widocznego horyzontu. Mógł to być szereg wozów, stado bydła, albo — wojsko. 12Winrych patrzał przez chwilę, przymrużywszy powieki. Doznawał takiego wrażenia, jakby ktoś zagiął palec pod żyłę krwionośną w jego piersiach i wydzierał ją na zewnątrz. 13— Moskale… — wyszeptał. 14Dał koniom po siarczystym bacie, ściągnął lejce, zawrócił prawie na miejscu i zaczął uciekać. Nie chciał, a raczej nie mógł odwrócić głowy, ażeby się obejrzeć poza siebie i zbadać, co się tam dzieje. Zdawało mu się, że umknie na bok niepostrzeżony. Nieszczęście chciało, że miejsce było gołe i puste w promieniu wiorst[19] kilku. 15Uciekający wóz spostrzeżono. Z szeregów postępującego wojska odłamała się grupa jeźdźców, wysunęła przed front i pomknęła co koń skoczy. Winrych, patrząc już na to zjawisko, nie mógł zrozumieć, czy ci ludzie sadzą ku niemu, czy się oddalają w kierunku przeciwległym. Dopiero zobaczywszy chorągiewki przy schylonych lancach i łby końskie, zorientował się dobrze. Wtedy krew szarpiąca się w jego pulsach — jakby stężała i stanęła w biegu… Zatrzymał konie, omotał dokoła luśni[20] parciane lejce i namyślał się, co wywlec z wozu do obrony: pałasz czy sztucer nienabity? 16Zanim wszakże cokolwiek przedsięwziąć zdołał, machinalnie zbliżył się do zmordowanych koni swoich i zaczął jednemu z nich zdejmować kantar[21] ze łba i ściągać chomąto[22], jakby z zamiarem puszczenia na wolność tych towarzyszów niedoli. Czyniąc to, na chwilę przytulił się do szyi końskiej i westchnął. 17Ośmiu ułanów rosyjskich na pięknych koniach dopadło wozu i w mgnieniu oka ze wszystkich stron go otoczyło. Jeden z nich, nie mówiąc ani słowa, począł zrzucać lancą suche gałęzie oraz snopki kłoci[23] i sondować głąb wozu. 18Gdy grot dźwięknął, uderzywszy o lufy sztucerów — żołnierz poklepał Winrycha po ramieniu i mrugnął na towarzyszów. Tamci sięgnęli po karabinki założone na plecy. Winrych stał na miejscu jak przedtem, obejmując ramieniem kark konia. Usta mu się skrzywiły wzgardliwie i w sercu zsiadło nie to męstwo, lecz pogarda bezbrzeżna, pogarda wszystkiego na tej ziemi. 19— Ty do czyjej partii to wiozłeś? — zapytał go ów rewidujący. 20— Głupiś! — odrzekł Winrych, nie podnosząc głowy. 21— Do czyjej partii to wiozłeś? Słysz, polaczyszka![24] 22— Głupiś! 23— To nie chłop — rzekł do podwładnych starszy z naszywką na ramieniu — to powstaniec. 24— Głupiś! — rzekł Winrych, patrząc w ziemię. 25— Bierz psiego syna! — wrzasnął żołdak. 26ŚmierćDwu z nich odsadziło się natychmiast o kilkadziesiąt kroków i szybkim ruchem nastawiło lance poziomo. Skazany spojrzał na nich, gdy mieli ukłuć konie ostrogami, i zaraz, jak małe dziecko, zasłaniając głowę rękami, cichym, szczególnym głosem wymówił: 27— Nie zabijajcie mnie… 28Zerwali się w skok z miejsca zgodnym susem i wraz go przebili. Jeden ohydnie rozpłatał mu brzuch, a drugi złamał dekę[25] piersiową. Trzeci ułan odjechał o kilkanaście kroków i gdy dwaj pierwsi, wyrwawszy lance i splunąwszy, usunęli się na bok, wziął na cel głowę powstańca. Pociągnął za cyngiel wtedy właśnie, gdy nieszczęsny zsunął się w bruzdę. Kula, przeszywszy czaszkę naręcznego[26] konia, zabiła go na miejscu. Zwierzę stęknęło żałośnie i padło bez tchu na nogi konającego Andrzeja. Żołnierze zsiedli z koni i zrewidowali puste kieszenie sukmany. Rozgniewani o to, że Winrych wypił wszystką gorzałkę, rozbili butelkę na jego czaszce i podarli mu ostrogami policzki. Na głos sygnału, wzywającego ich do powrotu, wskoczyli na siodła i nabrawszy z wozu po kilka sztuk dobrych pałaszów belgijskich, odjechali za oddziałem, który zanurzył się już we mgłę i szarugę. Dowódca szwadronu ścigał forsownie jakiś topniejący oddziałek powstańczy, toteż nie miał czasu zawrócić po broń zostawioną w polu na wozie Winrychowym. 29Tymczasem deszcz rzęsisty puścił się znowu i na małą chwilę ocucił powstańca. 30Powieki jego, zaciśnięte przez ból i popłoch śmiertelny, dźwignęły się i oczy po raz ostatni zobaczyły obłoki. Usta mu drgnęły i wymówiły do tych chmur szybko pędzących ostatnią myśl: 31— …Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom… 32Wielka nadzieja nieśmiertelności ogarnęła umierającego niby przestrzeń bez końca. Z tą nadzieją w sercu umarł. 33Głowa jego wygniotła w błocie dołek, do którego teraz spływać poczęły maleńkie strumyki i tworzyły coraz większą kałużę. Krople, trzepiąc w nią, wzbijały duże, wysoko wzdęte bańki, rozpryskujące się w nicość tak szybko i zupełnie, jak ludzkie święte złudzenia. Koń, CierpienieZabity koń stygł szybko na zimnie, a pozostały przy życiu szarpał się w zaprzęgu tak gwałtownie, jakby go kto smagał rzemiennym batem. Nagle przechylił się przez dyszel, przez martwego towarzysza i obwąchał głowę Winrycha. Skoro[27] poczuł trupa, ślepie mu krwią nabiegły, grzywa na karku wzburzyła się dziko, szarpnął się w tył, potem cisnął naprzód całym korpusem, bił nogami w ziemię i wierzgał na wszystkie strony w takiej furii, że tylna jego noga wpadła między sprychy[28] przedniego koła wozu. Szarpnął ją z całej mocy i okropnie złamał powyżej pęciny. Ból wprawił go we wściekłość tym większą. Rozjuszony, wściekłymi skokami rzucać się począł. Kość pękła na dwoje w taki sposób, że ostry i jak nóż spiczasty jej kawałek przebił skórę i coraz bardziej, wskutek targania, ją okrawał. 34Natura, PtakDopiero nazajutrz rano pluchota bić przestała, choć wiatr wcale nie ucichł. Chmury leciały wysoko, poprzedzielane głębiami cieniów o kształtach dziwacznych. Pod wiatr i jakby na spotkanie obłoków ciągnęły już stadami, już pojedynczo kruki i wrony. Podmuchy wichrów odnosiły je i odpychały na powrót, nieraz zabawnie wyłamywały im skrzydła do góry albo kamieniem ciskały ku ziemi. Nad padliną w polu leżącą ptactwo krążyć poczęło, zniżało lot usilnie i po długim mocowaniu się z wichurą siadało na zagonach z daleka. 35Koń żyjący wciąż stał ze złamaną nogą, zamkniętą między sprychami. Wyciągnąć jej dla wielkiego bólu[29] już nie usiłował. Obnażona kość przy każdym poruszeniu zaczepiała się o drzewo i krajała skórę. 36Ujrzawszy wrony, powolnymi kroki[30], z nogi na nogę postępujące ku wozowi, koń zarżał. Zdawał się wołać na ludzi osiadłych, na plemię ludzkie: 37— O ludzie nikczemni, o rodzie występny, o plemię morderców!… 38Krzyk ten rozlegał się nad pustą okolicą i ginął w szalonym głosie wiatru, tylko na chwilę wstrzymując postęp trupojadów. Śmierć, PtakWrony z wielką rozwagą, taktem, statkiem[31], cierpliwością i dyplomacją zbliżały się, przekrzywiając głowy i uważnie badając stan rzeczy. Szczególnie jedna zdradzała największy zasób energii, żądzy odznaczenia się czy nienawiści. Było to może zresztą po prostu namiętne odczuwanie interesów własnego dzioba i żołądka, czyli, jak przywykliśmy mówić, odwagi (co „było dawniej paradoksem, ale w nowszych czasach okazało się pewnikiem…”). Przymaszerowała aż do nozdrzy zabitego konia, z których sączył się jeszcze sopel krwi skrzepłej, okrytej błoną rudawą. Bystre i przenikliwe jej oczy dojrzały, co należy. Wtedy bez namysłu skoczyła na głowę zabitej szkapy, podniosła łeb do góry, rozkraczyła nogi jak drwal zabierający się do rąbania, nakierowała dziób prostopadle i jak żelaznym kilofem palnęła nim martwe oko trupa. Za przykładem śmiałej wrony ruszyły się jej towarzyszki. Ta preparowała żebro, inna szczypała nogę, jeszcze inna rozrabiała ranę w czaszce. Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta (należy jej się tytuł „tej miary”), co pragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, pomaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania. 39Nim wszakże skosztowała warcholskiego mózgu i zdążyła osiągnąć tzw. tytuł do sławy, spłoszył ją nowy przybysz, co zbliżał się niespostrzeżenie, chyłkiem, podobny do dużej, szarej bestii. Chłop, ChciwośćNie był to wcale poetyczny szakal, lecz człowiek ubogi, chłop z wioski najbliższej. Na działku[32], który odtąd miał do niego należeć na zawsze, znalazły się trupy — szedł tedy[33] zabrać je stamtąd. 40Bał się srodze Moskali, toteż prawie pełzał na czworakach. Paliła go żądza poucinania rzemieni i podniecała słodka nadzieja znalezienia jeszcze, pomimo lustracji żołnierskiej, żelastwa, postronków i odzieży na trupie. Stanąwszy wreszcie nad zwłokami Winrycha, począł kiwać głową i wzdychać — potem ukląkł na ziemi, zdjął kaszkiet, przeżegnał się i zmówił głośno pacierz. 41Wyrzekłszy ostatnie amen, już z błyskiem pożądliwości w oczach, rzucił się przede wszystkim do kieszeni i zanadrza i począł szukać trzosa[34]. Nic tam już nie znalazł. Obdarł tedy trupa z sukmany, szmat zgrzebnych, zzuł mu buty, zabrał nawet zbłocone onuczki[35], owinął tymi łachmanami część broni i szybko się oddalił. Po upływie godziny wrócił, aby zabrać resztę zdobyczy. Około południa przyprowadził parę koni i wyprzągł konia kalekę. Obejrzawszy jak najstaranniej jego przetrąconą nogę, przyszedł do wniosku, że jest zepsutą zupełnie. Trzeba było szkapę na nic niezdatną udusić. Założył jej też, nie zwlekając, linkę na kark, przywiązał ją do wagi od orczyków[36], wlokącej się za parą jego koni, plunął w garść i popędził je, tnąc z całej mocy. Konie nagle szarpnęły, pętlica zdusiła gardziel skazańca i zwaliła go na ziemię. Za chwilę jednak moriturus[37] zerwał się i pobiegł cwałem za ciągnącą go parą, stąpając ostrym szpicem nagiej piszczeli po błocie i po kamieniach. 42Chłop spojrzał i aż zakrył sobie oczy z obrzydzenia. Zaraz odwiązał linkę i dał pokój egzekucji. Zaprzągł konie do wozu i odjechał. Po południu zjawił się z kozikiem i zdjął skórę z konia zastrzelonego przez ułanów. Została tylko do usunięcia skóra na koniu jeszcze żywym. Chłopowina medytował, roztrząsał sprawę i rozpatrywał ją z rozmaitych punktów. Mógłby zdechlaka zarznąć kozikiem i załatwić całą rzecz za jednym zamachem, ale nie chciało mu się „paprać” moralnie i fizycznie. Z drugiej strony — bał się nie na żarty, aby ktoś w nocy nie zakradł się cichaczem, nie zatłukł szkapy i skóry z niej nie ściągnął. Koniec końców, tknięty jakimś skrupułem, rzekł do leżącej: 43— Ej — a dychaj se tu… I tak na jutro na rano kopyta wyciągniesz. Spracowałem się! Pan Jezus miłosierny pobłogosławił mnie grzesznemu… Może i nikt nie widział, może i nie przyjdzie po skórę. Dobre i to. Dychaj se tu, niebogo, dychaj… 44ChłopNa uboczu względnie[38] do tego kierunku, w jakim zdążał Winrych, były w równym polu doły kartoflane. Ponieważ okazało się, że grunt przepuszczał wodę do wnętrza tych dworskich piwnic zimowych, więc przeniesiono je w inne miejsce, a jamy owe chwastem zarosły. Krzaki berberysu zagaiły[39] ich dno i ściany. Belki ocembrowania pozapadały się wraz z bryłami gliny, tworząc lochy i katakumby, pełne teraz wodnistego błota. Do jednej z tych dziur zaciągnął włościanin[40] nad wieczorem trupa powstańca i zwłoki konia obdartego ze skóry. Zepchnął je pospołu[41] do jednego lochu, uwikłał żerdzią między dylami[42] i zielskiem i narzucił z wierzchu trochę gliny, aby tego żeru wrony nie wytropiły. 45Tak bez wiedzy i woli zemściwszy się za tylowieczne niewolnictwo, za szerzenie ciemnoty, za wyzysk, za hańbę i cierpienie ludu, szedł ku domowi z odkrytą głową i z modlitwą na ustach. Dziwnie rzewna radość zstępowała do jego duszy i ubierała mu cały widnokrąg, cały zakres umysłowego objęcia, całą ziemię barwami cudnie pięknymi. Głęboko, prawdziwie, z całej duszy wielbił Boga za to, że w bezgranicznym miłosierdziu swoim zesłał mu tyle żelastwa i rzemienia… 46Nagle w śmiertelnej ciszy jesiennego zmroku przeleciało nad ziemią rozpaczliwe końskie rżenie. Chłop się zatrzymał i nakrywszy oczy dłonią od blasku, patrzał pod zachód słońca. 47Na tle zorzy liliowej widać było konia, wspartego na przednich nogach. Motał[43] łbem, wykręcał go w stronę grobu Winrycha i rżał. 48Trzepały się nad tym żywym trupem, wzlatywały, spadały i krążyły wron całe gromady. Zorza szybko gasła. Zza świata szła noc, rozpacz i śmierć.
Kompletne wydanie utworów Rozdziobią nas kruki, wrony… i Echa leśne Stefana Żeromskiego, bez cięć w treści, przygotowaliśmy z myślą o uczniach – nie tylko zastosowaliśmy czcionkę ułatwiającą czytanie oraz wygodne marginesy, dzięki czemu wzrok nie męczy się szybko, ale także uzupełniliśmy tekst o przypisy, wyjaśniające trudne lub archaiczne zwroty. Ponadto wydanie
Home Książki Klasyka Rozdziobią nas kruki, wrony Wydawnictwo: IBIS klasyka 34 str. 34 min. Kategoria: klasyka Wydawnictwo: IBIS Data wydania: 2012-01-01 Data 1. wyd. pol.: 1956-01-01 Liczba stron: 34 Czas czytania 34 min. Język: polski ISBN: 9788377383193 Krótka nowela autorstwa Stefana Żeromskiego składająca się z trzech części, pełna aluzji do upadku powstania styczniowego. W opowiadaniu widzimy polskiego chłopa, powstańca, przewożącego na wozie broń. Dzieje się to jesienią, chłop idzie przez pole pełne błota, zacina deszcz. Niestety trafia w pewnym momencie na wojsko, jakie to wojsko i co się z nim stanie, można się dowiedzieć po przeczytaniu opowiadania. Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni. Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie: • online • przelewem • kartą płatniczą • Blikiem • podczas odbioru W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę. papierowe ebook audiobook wszystkie formaty Sortuj: Książki autora Podobne książki Oceny Średnia ocen 5,8 / 10 2380 ocen Twoja ocena 0 / 10 Cytaty Powiązane treści
Klucznik / Rozdziobią nas kruki i wrony - Lao Che, w empik.com: 3,99 zł. Przeczytaj recenzję Klucznik / Rozdziobią nas kruki i wrony.
Wstęp: Losy powstańców dotyczą nie tylko przygotowania i działania podczas powstania oraz codzienności po zakończeniu walki, lecz także wiążą się z pamięcią o powstaniu. Można wręcz powiedzieć, że motyw pamięci jest najważniejszym elementem losów powstańców – niemal wszyscy już odeszli, ale dzięki pamięci ich bohaterstwo nie zostało zapomniane. Rozwinięcie (kontekst): Ocena powstań narodowych nigdy nie jest jednoznaczna. Często w historii nie było jednak możliwości podjęcia dyskusji – zamiast tego władzę narzucały propagandę. Taka sytuacja dotyczyła między innymi powstania warszawskiego w okresie PRL, kiedy to władze utrudniały upamiętnianie powstańców i prześladowały żołnierzy Armii Krajowej. Dopiero w 1983 r. pojawiła się pierwsza forma upamiętnienia powstańców – Pomnik Małego Powstańca (wcześniej władze robiły wszystko, aby przemilczeć wątek powstania warszawskiego i wyprzeć go z pamięci zbiorowej). Kontekst historyczny uświadamia więc to samo, co zdaje się przekazywać Eliza Orzeszkowa w noweli “Gloria victis”. Powstańcy często nie dożywają czasów, gdy ich bohaterstwo jest należycie docenione. U Orzeszkowej nośnikiem pamięci jest przyroda, natomiast w prawdziwym życiu – jednostkowa pamięć, która dopiero po latach mogła złożyć swoje poszczególne kadry w jeden wielki akt pamięci zbiorowej. Rozwinięcie (“Rozdzióbią nas kruki, wrony...”): Krytyczną refleksję o losach powstańców zamieścił także Stefan Żeromski w opowiadaniu “Rozdzióbią nas kruki, wrony...”. Podkreśla on jeszcze dobitniej, że powstańcy zazwyczaj nie dożywają chwały. Winrych umiera samotnie pod koniec powstania styczniowego, a jego śmierć jest poniżająca. Nie doczekał upamiętnienia – wręcz przeciwnie, gdy tylko lokalny chłop znalazł ciało powstańca, przeszukał je i okradł. Oskórował także konia powstańca. Wszelkie idee, o które walczył Winrych, odeszły w niepamięć. Przegrały z doczesnością (chłop poprawił swoją sytuację materialną). Zakończenie (podsumowanie): Powstańcy wykazują się bohaterstwem, ale zazwyczaj umierają samotni i zapomniani. Artyści w tekstach kultury próbują kultywować pamięć o nich i podtrzymywać zapał do walki (jak to robi Orzeszkowa, tłumacząc, że nawet jeśli o powstańcach listopadowych zapomniano, są oni moralnymi zwycięzcami). Zawsze bowiem przychodzi moment, w którym historyczne rachunki są wyrównane – dziejowa sprawiedliwość rozgrywa się zwykle po latach, ale następuje. Przy realizacji tego tematu warto przeczytać także: Najdłuższa bitwa Peerelu. Powstanie Warszawskie w propagandzie i pamięci (Jacek Z. Sawicki – Samotność powstańca i jej tragiczne znaczenie Tragiczny wymiar ludzkiego losu
DyTK. 82 186 124 235 187 455 126 443 172
naturalizm w rozdziobią nas kruki wrony